Kiedy pierwszy raz spotkałam w realu przyjaciółkę, którą poznałam w wieku piętnastu lat przez Internet, A. wykaligrafowała mi w pamiętniku cytat:
After tonight, who knows where we'll be tomorrow
What if we're never here again?
After tonight, this will be a lifetime ago,
So let's stay up until the sky bleeds red (...)
And we are here
But I already miss you,
Even as you're lying next to me (...)
This time is ours
If I could hold this moment in my hands,
I'd stop the world from moving,
I'd stop the clocks from turning
This time is ours
Inside a frozen memory of us
And we are motionless, motionless
Bravery, Ours
Od siedmiu lat uważam, że mogłoby to być motto dni, gdy spotykam się z przyjaciółmi i najbliższymi znajomymi. Nic, nawet moje własne słowa, nie oddałoby tego, co czuję w te dni, aż tak dobrze.
Bo większość ludzi, którzy są mi bliscy i w których towarzystwie mogę być w pełni sobą, dzieli ode mnie ponad pięć godzin podróży (a zwykle więcej).
A w niedzielę jedna z dwóch bliskich mi osób, do których mogę dotrzeć w dwadzieścia minut, wyjeżdża na drugi koniec świata, na inny kontynent. I będzie tam mieszkała przez dwa lata z krótkimi przerwami.
Dzisiaj, siedząc na kanapie N. i wcinając chiński kisiel sezamowy, który wygląda paskudnie i smakuje przepysznie, czułam, że już tęsknię. Mimo tego udało mi się utrzymać emocje na krótkiej smyczy.
Powtarzałam sobie w myślach: mamy siebie - tego jestem pewna bardziej niż kiedykolwiek.
Mamy też azjatycki komunikator, ponoć lepszy niż ostatnim razem.
I mamy poczucie humoru.
- Pamiętaj: uważaj na siebie! Nie rób tam głupot jak ostatnio. Odezwij się, gdy będziesz na miejscu - wygadywałam po raz n-ty to samo, wisząc na szyi N. - Trzymaj się!
Na co N., która - w przeciwieństwie do A. - nie jest zbyt sentymentalna:
- Ja się zawsze trzymam, tylko czasami się puszczam.
A później, kiedy znalazłam się nocą na opustoszałej ulicy, emocje jakimś dziwnym trafem wyswobodziły się z obroży i niespodziewanie poczułam, że mam w ręce już tylko smycz. Poprawiłam plecak na lewym ramieniu i przez jakiś czas biegłam przed siebie najszybciej jak umiałam, jakby tylko to mogło mi pomóc nie myśleć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz